Stalem sie stalym gosciem w sali informatycznej. Pani wozna, gdy mnie widzi, juz prawie bez slowa udaje sie po klucz..
Dzisiaj mialem zwyczajowy, piatkowy "Dzien Swira", czyli 4 lekcje pod rzad z nauczycielem Danilo, o ktorym Wam pisalem, ze jest troche krejzolem. Los splatal mi figla i w sumie na swoj sposob go polubilem. Jego lekcje to totalny chaos, dzieciaki prawie wogole go nie sluchaja, a on wali w stol i krzyczy. Ciekawy jest obrzadek, jaki wykonuje Danilo po wejsciu do klasy. Uklada wszystkie swoje papiery i ksiazki na kupke, sprawdzajac uwaznie, czy aby rowno, rowniusko leza. Potem to samo robi ze stolem i krzeslem. Wiec jest swirem. Ale przy tym jest bardzo kulturalny i wie bardzo duzo ciekawych rzeczy, interesuje sie tym, co mowie o Polsce, zna kilka jezykow. Moje lekcje u niego wygladaja w ten sposob, ze Danilo kaze dzieciakom po kolei tlumaczyc kazde zdanie, ktore ja powiem. Wiec nie sa to lekcje angielskiego, ale tlumaczenia. Jest to jakis sposob na to, zeby uczniowie choc odrobine uwazali i skupiali sie na tym, co ja mowie.
Drugim smiesznym osobnikiem jest pan wozny, kolo 60tki. Za kazdym razem kiedy mnie widzi (czyli codziennie po kilka razy) zaprasza mnie do siebie, ze ugotuje cos dobrego, ze zjemy razem pyszny obiad a potem wypijemy pyszna kawe, ze zrobimy sobie fajny spacer po okolicy,ze on rozwiedziony z zona, ze ma psa, czy ja sie nie boje psa, ze on taki maly, nie gryzie, tylko skacze, i czy ja lubie kuchnie wloska, czy zjem mieso, czy na przyklad w te niedziele, czy o 11tej.. I tak od dwoch miesiecy. Ale nasze spotkanie na szczycie chyba w koncu dojdzie do skutku, bo umowilismy sie na te niedziele. Ale jeszcze jutro mamy potwierdzic, a potem jeszcze w niedziele on zadzwoni...Wiem, co powiecie. Bede uwazal, ze tak powiem, na tyly ;)