Od dwoch dni prowadze juz zajecia. Mam 21 h, w kazdej klasie chwilowo robie ten sam program, wiec 21 razy musze powtorzyc to samo.. uff. Ale z lekcji na lekcje wprowadzam ulepszenia,he he. Na pierwszy ogien poszla mapa Europy, tu jest Polska, tu Wlochy itp. Na ktorejs z lekcji jakis uczen zwrocil mi uwage, ze dany kraj zapisalem po niewlasciwej stronie tablicy. Spojrzelismy na siebie z nauczycielka ze zdumieniem: znaczy to, ze dzieciaki rozumieja o co mi chodzi! A to zaskoczenie..
Przebywanie w szkole jest dosyc smieszne, poniewaz kazde z okolo 400 dzieci, ktore ucza sie w tych naszych trzech budynkach, koniecznie musi powiedziec mi “Ciao Maicol”. Ja musze odpowiedziec “Ciao”, usmiechnac sie badz pomachac, zaleznie od wybranej przez danego ucznia/uczennice wersji powitania. Dzisiaj zdalem sobie sprawe, ze stoje w kiblu czekajac az dzieciaki pojda do domu, zeby uniknac 100 “Ciao” i tylez usmiechow lub pomachan. Chociaz wymyslilem tez nowa zabawe: kiedy dziecko mowi “Ciao Maicol”, ja rowniez mowie “Ciao Maicol”. Tu nastepuje chwila konsternacji, zdziwienie uwidacznia sie na twarzy pociechy, oczka lataja w gore i w dol..(eee.. o co chodzi temu Maicolu?!) A potem myk! Daja noge.
Dzisiaj odkrylem w trakcie popoludniowej przebiezki ciekawa sciezke,wiodaca w kierunku wulkanu. Sa niecodzienne widoczki, niestety na przebiezke nie wzialem aparatu, moze niebawem powtorze trase i obfotografuje. Natomiast jest to juz pierwszy pomysl na spacer dla tych, ktorzy przyjada mnie odwiedzic! A zeby nie bylo smutno, to pare zdjec naszych czworonoznych i nieco kaprawych przyjaciol. Tutaj pieskow i kotkow jest bardzo duzo, a ja sie z nimi wszystkimi przyjaznie!
Acha, poza tym doprowadzilem dzisiaj jedna nauczycielke do placzu. Ze smiechu. Siedzielismy na takim cotygodniowym zebraniu i jedlismy, jakzeby inaczej, pizze (ktorej resztki wzialem do domu i wlasnie je dojadam...). Jedna z pan wyciagnela z torebki banana i chyba powiedziala jakis dwuznaczny dowcip na jego temat. Ja nie zrozumialem, wiec zadaje pytanie: questo banano…? W tym momencie Rosanna, pewno nieco juz zmeczona, nie wytrzymala i wybuchnela panicznym smiechem. Jak to mi sie czesto zdaza, pomylilem rodzaj i powiedzialem cos w stylu “ta banana”. E, jakos na zywo bylo smieszniejsze ;)