W piątek za cel obraliśmy Pompeje. Zgodnie ze zwyczajem pokierowałem nas złym pociągiem (stacje o nazwie „Pompeje” są dwie..), ale okazało się, że ta zła stacja jednak była dobra! Pani Rumunka z kiosku z kawą pokierowała nas do ruin. Ogromne to to, na kilka godzin zwiedzania, my chyba wytrzymaliśmy ze dwie i już mieliśmy dosyć. Wczoraj wieczorem przegladalem mini-przewodnik, ktory otrzymalismy w ramach biletu, i stwierdzam, ze wlasciwie to nie zobaczylismy polowy budynkow..Widocznie z Pompejami jest jak z Luwrem - na jeden raz za duzo!
Pełni antycznych wrażeń powróciliśmy do domu, skąd ja wyruszyłem na Taekwondo, a Pavsony urządziły sobie wieczór filmowy.