Za pierwszy cel naszej wspólnej wycieczki obraliśmy Neapol. Na szczęście nie padało, aczkolwiek trochę wiało i słońce pojawiało się z rzadka. Odbyliśmy piekielnie długi spacer, kierując się głównie takimi wskazówkami jak „o, tutaj może być fajnie”. Ja oczywiście niewiele miałem do powiedzenia na temat Neapolu, rzadko tu bywam, ale nad morze trafiliśmy, jak również do zamku o tajemniczej nazwie „Jajko” oraz do muzeum, w którym zobaczyliśmy przez drzwi głowę konia oraz trzech gołych facetów z małymi kuśkami.
Nieludzko zmęczeni dotarliśmy do domu, ale to nie koniec przygód! Albowiem zaplanowaliśmy wspólnie wybrać się na moje zajęcia Salsy. Był to z naszej strony duży wyczyn, bo ledwo staliśmy na nogach, ale warto było się zmusić! Na szczęście podjechała po nas samochodem moja koleżanka Libera. Jola i Pavson szybko nauczyli się podstawowego kroku i dzielnie ćwiczyli sobie w kąciku. Na koniec Pavson podziękował instruktorowi Sergio mówiąc: „Thank you, now I love Rumba!” Śmiechu było co nie miara. Sergio w nagrodę dostał czekoladę z orzechami.