Przejazd/przelot do Torre del Greco był rownie udany, co w przeciwna strone, czyli pod koniec podrozy, która trwala prawie 24 godziny (noc na lotnisku w Pradze – przydalo się „Dwanascie” Swietlickiego, pożyczone od Marka: poszlo w cztery godziny..) myślałem, ze się poloze i powiem: niech mnie ktos doniesie do domu.. Na szczescie wszystkie srodki komunikacji były punktualne. Drzwi na ulicy S.Elena otworzyłem o 10tej rano, dom był calkiem wychłodzony (otwarte okna) po „remoncie” mojego właściciela, czyli zamalowaniu grzyba rozowa farba (Wloska Robota?). Oprócz tego w prysznicu zimna woda (bojler odlaczony od pradu..), wiec do lozka położyłem się z mysla „nigdy *&^%$# wiecej zadnych *&^%$# podrozy! Obudzilem się o 3ciej w nocy, czyli przespałem 16h, a od 3ciej sprzątałem, gotowałem i przygotowałem lekcje. Ciekawy „rozklad zajec”..